Chia (szałwia argentyńska) przebojem wdarła się do branży fitness! Każda szanująca się fit-blogerka wstawiła przepisy
z wykorzystaniem ziaren chia, każdy liczący się portal poruszający tematykę sportową wysmażył artykuł na temat jej magicznego działania.
Na przykład pudding chia z czereśniami wygląda tak:
W wersji truskawkowej możemy podać chię następująco:
Jest też opcja czekoladowa:
Nie będę zamieszczać mojego przeciętnego efektu prób stworzenia
puddingu CHIA … dość, że po przepisowym zalaniu 2 łyżek ziaren mlekiem sojowym i szybkim
wymieszaniu oraz schowaniu na noc do lodówki,
otrzymuję … hmmm? Miskę mleka z pływającymi na dole skrzepami ziaren?
Żabi skrzek wymieszany z jakimś białym płynem? Nie do końca ściętą galaretkę?
Nie, nie ujmuję CHIA posiadania cudownego
składu (omega 3, przeciwutleniacze, minerały, błonnik, białko itd.), będę dalej
konsumować takie apetyczne śniadania...
Tak, jestem z gatunku tych, których
satysfakcja z ugotowania porannego jajka na miękko nakręca na cały dzień...
Ale, do cholery, czy tylko mi nie wychodzi
pudding CHIA?!?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz